“Szkoła pamięta” to akcja organizowana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Jej celem jest upamiętnienie ważnych rocznic i wydarzeń historycznych, docenienie historii małych ojczyzn i pamięć o lokalnych bohaterach. Zespół Szkół Ponadpodstawowych w Łochowie po raz pierwszy wziął udział w akcji.  Polonistka Anna Boguszewska przypomina postać swojego dziadka, Stanisława Mioduszewskiego – Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.

Sierpień 2020
Zmarł.

9 lat temu.

W marcu.

3 dni przed narodzinami Franka.

Miał 97 lat i jedno marzenie, które razem z nim poszło do piachu.

Leży obok babki, tj swojej wieloletniej i jedynej małżonki, która przeżyła go zaledwie o rok, choć była 12 lat młodsza i gdy szła za mąż baby na wsi gadały, że starego bierze, będzie mu pieluchy zmieniać, a jednak ona dwie kliniczne śmierci przeżyła i jej trzeba było matkować. Jakie życie taka śmierć gadają. Długie życie, długie – niedługie umieranie. Rak. Nowotwór policzka.

„Na coś trzeba, panie Stanisławie…” – wymamrotał doktor, a Stach przyjął to ze zrozumieniem. Tylko te dni liczył, odliczał. Liczył, że dociągnie. Licz na siebie ale nie licz na raka, ha ha. Możesz się przeliczyć i nie doliczyć. Tu żadna matematyka nie pomoże, żadna algebra czy geometria, chociaż ta ostatnia może przy stawianiu pomnika. Ale pomnik dla Stacha już stał, starannie wybrany i zaplanowany przez babkę, więc Stach nie musiał się kłopotać, w jakiej spocznie urnie. I się nie kłopotał.

Sprawy ostateczne niespecjalnie go ruszały, co nie było popularne w jego rodzinie, a nawet czasami budziło zgorszenie. Czytał przeterminowane numery „Polityki” i „Newsweeka”, i ciągle domagał się nowych, a potem opowiadał naukowe herezje. Przez te gazety jednego dnia doznał objawienia. Ujrzał Matkę Boską bez aureoli. Obrzędy religijne jak rytuały indiańskie z totemem zamiast ołtarza. Opowiadał mi o tym, co wyczytał, przy stole w kuchni z takim zapałem, że aż mnie zatkało. Czy on świadom jest wieku swego? Czy to przystoi tak? W tle koronka z Radia Maryja a on w ten deseń i nic sobie z tego nie robi. Włos dęba staje. Oczy w słup. „Głupki” – rechotał. – „Bajki bajają ha ha – cha cha cha”. Taki outsider był. Niezależny. Podobno zawsze, nie tylko na stare lata.

Raz się wystraszył i to porządnie. Obudził się w środku nocy i zobaczył jak święci paradują po jego domu. „Oj, panie Stanisławie! Nieładnie panie Stanisławie!” – prawili jeden przez drugiego. „W piekle ogień się żarzy i czeka na niedowiarków” – straszyli. Czy to dlatego, że sen był sugestywny, czy z powodu plastra przeciwbólowego z leczniczą maryśką – trudno wnioskować, ale tamtej nocy metafizyka dała znać o sobie i trochę zmąciła mu umysł. Już nie był tak bardzo pewny, że zna odpowiedzi na wszystkie pytania i że potem tylko czarna dziura jest.

Ksiądz bywał w domu, choć częściej do babki – i nierzadko był pod wrażeniem wiedzy i oczytania Stacha. Stach mówił to i owo, nie zawsze popularne a zawsze odważne, ale z racji wieku wszystko mu można było wybaczyć. On sobie zresztą nic nie robił z wybaczania czy jego braku. Trudno było do niego dotrzeć – patrzył, ale nie rozumiał. Tylko mówił, co miał powiedzieć. Taki sposób na komunikację. W uchu miał aparat, ale był to taki zbędny gadżet, bo Stach głuchy był jak pień.

I taki jak pień, sztywny jak kłoda leżał w trumnie w salonie 3 dni przed narodzinami Franka. Z góry wyglądał jak zwyczajny nieboszczyk – tylko z tym owiniętym bandażem policzkiem. Leżał bezgłośnie, wiadomo – a przecież zawsze go było słychać. Albo nastawiony na 10 kresek telewizor. „Non omnis moriar” nigdy nie przyszłoby mu do głowy. A skąd! A mimo to… .
Dziś miałby 107 lat.

Stach nie doczekał:
– kwiatów,
– życzeń, satysfakcji,
– imprezy na 100 osób,
– burmistrza z gratulacjami,
– wyższej emerytury.
Nie doczekał swoich setnych urodzin.
W ostatnich miesiącach snuł się po domu i dopytywał: – Wandzia, jak myślisz, doczekam? Ile dni jeszcze zostało? 1460? To niedużo. Doczekam.
Następnego dnia to samo. Odhaczał. Odznaczał. Oznaczał swoją czasoprzestrzeń. Przecież nie był jeszcze niewidzialny!
7 marca 2011 r. już był. Zabrakło 882 dni.

Nigdy nienapisane epitafium dla Stacha z częstochowskimi rymami

Panie Stanisławie, Stanisławie!
Mimo że nigdy nie marzyłeś o sławie,
to będzie arcyciekawie,
gdy dziś łaskawie
rymem Cię pobłogosławię.

Stachu, mój drogi Stachu!
Nie narobię Ci obciachu,
ale dobra nie jestem w tym fachu,
więc musi się obejść bez rozmachu
w moim rachu ciachu machu

Stasieńku! starusieńki Stasieńku!
Podupadłeś na zdróweńku,
odchodziłeś pomaleńku,
po troszeńku,
mój Serdeńku!

Staśku! Olaboga!
Choć myśl twa zwykle błoga,
dopadła ją złowroga trwoga,
że jest tylko Jedna droga
– odnoga.

Staszku…
W jednym łaszku – fatałaszku,
już nie taki młodzieniaszku,
nie uciekłeś przed NIĄ, Ptaszku –
Stasiu…
Staszku…

* Stanisław – imię pochodzenia słowiańskiego. Wyraża życzenie, aby osoba je nosząca stała się sławna.
Autorka tekstu: Anna Boguszewska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pozostałe informacje

Skip to content